Relacja została przeklejona z poprzedniej wersji strony, pisana na bieżąco z trasy, z miejsc gdzie dało się znaleźć połączenie z siecią :)



Wyprawa się zaczęła !


Wyladowalismy w Casablance, dzis stolica Maroka - w Rabacie, walczymy z biurokracja aby zdobyc wize do Mauretanii w ktorej kerunku udamy sie juz za 2 dni. W Maroku? bez zmian. Slonce lagodnie przygrzewa, pomarancze rosna na drzewach, dosc szalony ruch uliczny, jednak to dopiero wstep do naszej podrozy.

 

Gotowi do drogi na Sahare !


Wiza do Mauretanii juz w paszporcie, jutro autobus na Sahare Zachodnia czyli prawie dwie doby podrozy.
W Rabacie dosc dziwna pogoda- ulewa i burza codziennie, do tego zamieszki na ulicach ale najwazniejsze ze Tajine smakuje wciaz tak samo, a herbata z absyntem orzezwia. Zimna bryza od Oceanu Atlantyckiego namawianac na podroz w kierunku poludnia....

 

Droga przez Saharę Zachodnią


32 godziny w autobusie i przjechanie ponad 1500 kilometrow otworzylo nam droge na poludnie Afryki, przekraczajac pustynie i przjezdzajac przez miasta okupowanego przez Maroko skrawka ziemi nie czulismy sie swojo, zwlaszcza z stolica Al Ujun ogladala niedawno pacyfikacje obozu uchodzcow.



Do you want some adventure?

Granica Maroka w Mauretania - zabralismy sie z naszymi znajomymi z Senegalu furgonetka ktora spelnila role naszego srodka transportu, mimo ze bez okien i spiac na czymkolwiek co bylo tam przewozone dotarlismy do granicy z Mauretania - zabawa dopiero sie zaczela - pol dnia procedur na granicy spalonej zwrotnikowym sloncem - dotarlismy do Noadhibou - do rodziny naszej znajomej.....

 

Like the desert miss the rain...


Mauretania - pustynny kraj bardzo rozniacy sie od Maroka - pierwsze wrazenie; nic nie wolno i mozna jesc tylko kozy w kazdej postaci. Sporo w tym prawdy - na robienie zdjec w ,iejscach publicznych trzeba miec pozwolenie, a jest co ogladac! rybacy wyciagajacy na brzeg plaszczki, wraki calych okretow na brzegu, piasek dookola, bardzo zyczliwi ludzie, jestesmy tu jedynymi turystami!

 



Święta w Mauretanii i czas na drogę do Senegalu !

Boze Narodzenie spedzilismy z juz mozna rzec zaprzyjazniona rodzina mauretanska, ogolnie w calym kraju bylismy zjawiskiem - nie spotkalismy ani jednego bialego a tym bardziej turysty, pojechalismy przez Nawakszut z kierunku Rosso i rzeki Senegal na ktorej znajduje sie granica tego panstwa, w polowie drogi do Rosso pojawilo sie coraz wiecej drzew i traw a w Senegalu przywitala nas sawanna.



Witamy w Czarnej Afryce...


Jestesmy w Senegalu. Tu zaczyna sie ta prawdziwa czesc kontynentu, mimo ze juz w Mauretanii pojawil sie ten kolol skory jednak tutaj dopiero jest ten wlasciwy charakter, po granicy na rzece, pojechalismy do Dakaru. Miasto jest ogromne, jazda przez przedmiescia trwa godzine. Samochody? a raczej przypominajace je wraki, duzo zlomowisk, choc to co jeszcze jezdzi pewnie sie niedlugo tam znajdzie. Braki pradu, co chwile wystepuja wszedzie, utrudnia to poruszanie sie po zmroku...



Slumsy Dakaru


W Dakarze mieszkalismy w dwoch jakze skrajnych miejscach, w bogatej dzielnicy Cite Comico i w slusmach medyny w centrum. Tu i tu mieszkali nasi znajomi, mielismy okazje poznac dwa rozne swiaty, ktore jednak laczy to samo miasto, poruszanie sie takimi samymi taksowkami ktore sie rozpadaja, brak pradu ktory zarowno dotyka dzielnicy slumsow jak i bogate osiedla nad Atlantykiem i natarczywych sprzedawcow i oszustow na kazdym kroku. Sylwester pzypadl na dakarski festiwal ze znanym zespolem grajacym muzyke afrykanska...



Przez sawannę do rzeki Gambia


Droga z Senegalu do Gambii jest dluga. Przewidywany czas kilku godzin zamienia sie w caly dzien meczacej podrozy wypchanym po brzegi busem ktory jest na granicy rozpadniecia sie. Po drodze mnostwo baobabow, akacje, antylopy, krowy, makaki, suchy klimat doskwiera gdy wjezdzamy w glab kontynentu (Dakar lezal na polwyspie). Bus zatrzymuje sie co 5 minut w wioskach, nikt do konca nie wie co wszyscy ludzie robia naokolo niego, jakie interesy zalatwiaja po drodze, wiemy natomiast jedno- zaraz spoznimy sie na ostatni prom przez rzeke Gambie, uroku dodaje fakt, ze bus ucieka z granicy i musimy sami troszczyc sie o dojazd do promu..



Gambia - najmniejszy kraj Afryki


Jestesmy w Gambii! Najmniejszy kraj afryki ale roznorodny przyrodniczo - rozposciera sie nad rzeka Gambia a dokladnie wdluz niej, obejmuje lasy namorzynowe i parkowe oraz sawanne. Stolica- Banjul to w sumie miasteczko, ktore nie przypomina stolicy kraju, maja swoja walute - dalasi i wszystkie instytucje sa przy jednej ulicy doslownie - ministerstwo, sad, policja. Pozostalosc kolonialna to jezyk angielski ktory obowiazuje urzedowo, wyruszamy do parku narodowego, rezerwatow i nad rzeke Gambie..



Gdzie jest four fitter ?


Obserwujemy przyrode w rezerwatach wzdluz rzeki Gambia, malpy, bardzo ciekawe miejsce gdzie spotkac mozna krokodyle! To sanktuarium tych zwierzat, miejsce swiete dla mieszkancow okolicznych wsi. Poruszanie sie po Gambii nie jest takie trudne jak w Senegalu, jezdza rozpadajace sie busy ktore zlapac mozna przy ulicy albo przy pomocy miejscowych. Ludzie bardzo otwarci, ponownie mieszkamy u zaprzyjaznionej rodziny, jedzac z nimi obiad i spiac w domu gdzie nigdy nie bylo pradu...



Do Gwinei Bissau ...


Kolejny dzien z serii adventures! Pojechalismy z Banjulu w Gambii, planowo do miasta Zuiginchor obok granicy z Gwinea Bissau, ale spotkalismy mieszkanke Sierra Leone ktora jechala tego samego dnia do Bissau - nie wiele myslac zabralismy sie z nia taksowka z dworca w Zuginchorze. Jazda zaslugiwala na stworzenie komputerowej gry tylko na jej temat i to dosc dobrej wyscigowki ! Kierowca chcac zdazyc na zamkniecie granicy Senegalskiej (wjechalismy na teren tego panstwa chcac czy nie chcac) jechal 100 km/h piaszczysta droga przez wioski omijajac kontrole policji zeby bylo szybciej, granice przekroczylismy i w nocy przybylismy do Bissau. Nocleg znaleziony w dosc dziwnym miejscu..



Marihuana na środku skrzyżowania, czyli stolica.


Poranek w stolicy tego panstwa byl bardziej niz interesujacy, pomijajac miejsce gdzie przyszlo nam spac a raczej funkcje jaka pelnilo to miejsce, poszlismy szukac normalnego noclegu i dowiedziec sie o prom na wyspy Bijagos. Port w Bissau przypomina Mauretanie, zatoniete statki obok mola ktore przechylone tkwia tak od lat i rdzewieja, wojskowy zakaz robienia zdjec w porcie i marihuana rosnaca w srodku miasta... tu juz pojawili sie jacykolwiek turysci - glownie Potugalçczycy, Gwine Bissau to dawna kolonia tego panstwa i taki tez jezyk obowiazuje.



Promem na tropikalne wyspy...


Mieszkancy nazywaja to promem - z daleka moze jeszcze sprawiac takie wrazenie ale jak rusza to wszystko sie zmienia. Lodka ta, ktora czasy swojej swietnosci przezyla 20 lat temu, plynie doslownie krzywo - nie pilnuje kursu, okret przechyla sie na bok i tak juz zostaje do konca, stojac na pokladzie widac o kilka stopni nachylona podloge. Przybijanie do brzegu w Ilha Bubaque na Bijagos jest sztuka cyrkowa. O malo co okret nie niszczy mola, doslownie pol godziny kreci sie w kolko probujac przybic do brzegu, w koncu mu sie udaje, ludzie bija brawo... spotyka nas miejscowy chlopiec i prowadzi do miejsca poleconego przez Szwajcara z Bissau na nocleg.



Życie mieszkańców wysp Bijagos


Rybactwo i turystyka w szerokim tego slowa znaczeniu - to zajecia mieszkancow archipelagu. Nie jest to rajska plaza jak na Malediwach, namorzynowe lasy mieszaja sie z rzadami palam i bababami, ale panuje specyficzny klimat. Miasto strasznie senne, kilka barow, maly port i las parkowy w srodku wyspy...



Żegnamy archipelag ...


Wybralismy sie na wycieczke rowerowa po wyspie Bubaque - niestety wyprawa na wyspy gdzie mozna spotkac zolwie morskie albo hipopotamy nie zawiera sie w granicach naszego portfela bo to rozrywka dla innej czesci Europy.. wiec postanawiamy objechac wyspe, odwiedzic wioski i przemierzyc tropikalny las. Oberwujemy zbiory do produkcji oleju palmowego, dawne lotnisko, ruiny hoteli ktorych chyba nigdy nie dokonczono budowac i czas wracac do Bissau..



10 w skali Bueforta


Oczekiwanie na wyspie Bubaque na slabszy wiatr trwalo 2 dni. Jak juz pojawil sie odpowiedni przyplw to plany odplyniecia do miasta Bissau krzyzowal wiatr ktory uniemozliwial zegluge lodka canoe ktora mielismy wracac, przedluzylo to pobyt na Bijagos o 2 dni...



Pokonamy fale !


Mimo dosc silnego wiatru wyruszylismy lodka canoe do Bissau ! Lodka wypelniona calym inwentarzem: swinie, kury, ryby w lodzie, sterujacy lodka zabrali sie za smazenie ryby podczas podrozy, bylo to przepiekne wyzwanie poniewaz wial silny wiatr, bujalo i ciagle woda wlewala sie do srodka. Jedni z nich wylewali wode, trwalo to okolo 5 godzin i doplynelismy w koncu do Bissau i to jak tanio i przyjemnie :)



Bissau po raz ostatni


Doplynelismy do stolicy Bissau, mijajac wraki okretow ktore od lat sa czesciowo zatopione przy molo w porcie, nasza lodka canoe w jakis sposob przybila do brzegu i wyruszylismy na ostatine juz spotkanie z tym miastem. Jest ono ciekawe gdyz nie istnieje ta, praktycznie inny dochod niz agencje towarzyskie i narkotyki, marihuana ktora rosla w centrum zostala scieta po tym jak zobaczono ze fotografujemy ta publiczna plantacje....



Na rozdrożu ...


Stworzylismy nowy plan dotarcia do Parku Canthanez na samym poludniu Gwinei Bissau, jest to ostatni las deszczowy zachowany w tym panstwie i jednoczesnie droga do niego uchodzi podobno za trudna do pokonania... przekonalismy sie o tym. Poza glowna droga, inne w ty, kraju prowadza na lesne tereny z licznymi wioskami gdzie transport zalezy od szczescia. Czasem mozna zlapac lokalnego busa, ciezarowke albo nic przez kilka dni. Utknelismy na rozdrozu do miejscowosci Jemberem, ludzie z zioski dawali nam owoce, obiad a my ciagle czekalismy....



Dżungla Cantanhez !


A jednak! Cuda sie zdarzaja... Pogodzeni z mysla o noclegu na srodku wioski pod drzewem zaczelismy oswajac sie z mysla poszukania moskitiery gdy zapadl zmrok i nic nadal nie jechalo w nasza strone, jednak nagle pojawila sie ciezarowka! Jechala do miasta o ktore nam chodzilo, po wejsciu na nia o kazalo sie ze byla przpelniona ludzmi i ich produktami jak worki ryzu, cukru, wegla. Pojazd byl za wysoki i zahaczal drzewa jadac droga przes tropikalny las i wszystko spadalo na nas - nizliczone ilosci mrowek, galezi, lisci i owady i jeszcze raz owady. Po jak sie pote, okazalo 4 godzinnej podrozy odcinka 35 km dotarlismy do parku Cantanhez...

 



Ostatni las deszczowy Gwinei Bissau


Tu miejsce na podziekowanie dla sklepu Sail and Rock za wsparcie naszej wyprawy plecakami turystycznymi, jeden z nich na zdjeciu ponizej.
Lasy Canthanez to ostatni zachowany las deszczowy w Gwinei Bissau. Nie jest to tropikalna dzungla jak ze Sri Lanki jednak las ktory biorac pod uwage pore sucha wyglada bardzo egzotycznie, przejazdzka drogami trwa caly dzien, symbolem parku jest szympans i nie bez przyczyny, jest kilka miejsc gdzie te malpy zyja przez nikogo nie pilonowane i biegaja sobie po drodze, mozna wybrac sie na wycieczke z pracownikami parku i ogladac pobudke szympansow na drzewach ale ciekawsze spotkanie jest jak porusza sie droga i malpy sa dookola.



African children


Iemberem na poludniu Gwinei Bissau. Miejsce gdzie nie tylko konczy się droga, ale wpierw musimy ją w ogóle znaleźć. Ogladalismy tam zycie mieszkancow wiosek, czyli to o co chodzi glownie w naszej wyprawie - wypozyczalismy rowery i jezdilismy po wioskach, bylismy zapraszani do zagrod, na obiad, robilismy zdjecia dzieciom, gralismy z nimi w pilke. Co jest wazne - ludzie sa otwarci, nie chca nas oszukac, sprzedac czegos, piekne sa takie miejsca nie zepsute przez turystyke, ogolnie Gwinea Bissau jest rzadko odwiedzana i stad wynika podejscice ludzi a rejony Jemberem juz w ogole. Sport w Afryce to futbol i jeszcze raz futbol, to bardzo piekny punkt odniesienia jesli widzi sie wioske ktora cale dni w roku gra tylko w pilke, gralismy wiec z nimi:)

 



Gwinejskie bezdroża


Powrot z okolic Iemberem w Gwinei Bissau to ciezkie zdanie. Wydostanie sie z tej wsi graniczy z cudem albo pojawieniem sie nieregularnie w tygodniu ciezarowki, jednej ktora zabiera banany a drugiej ktora jada ludzie. My lubimy cuda... Gdyby nie zyczliwosc wladz osrodka parku i fakt bycia pierwszymi Polakami jakich tam spotkali i zapewnienie o reklamowaniu parku w internecie, byloby ciezko, a tak udalo sie dostac rozklekotanego jeepa ktory zawiozl nas do glownej drogi. W tych okolicach samochody przejezdzaja moze raz dziennie. Mijalismy wioski, plantacje bananawcow, termitiery, kilka rzek i wszedzie unosil sie czerwony pyl z drogi, pyl i wszedzie pyl...



Zmiana planów !


Z uwagi na konflikt jaki nasilil sie na Wybrzezu Kosci Sloniowej i ucieczce mieszkancow do Liberii, Sierra Leone i Gwinei ktora sama nie jest bezpieczna, zdecydowalismy nie przekraczac granicy z Gwinea - Konakry i zostac w Bissau, pojechac w kierunku Senegalu. Na objazd przez Mali bylo juz za pozno, gdyz pociag Dakar - Bamako jezdzi barzdo nieragularnie dwa razy w tygodniu, nie moglismy sobie pozwolic na spoznienie sie na samolot powrotny, zdecydowalismy ze odwiedzimy Park Niokolo Koba w Senegalu.



Powrót do Senegalu


Wrocilsimy z Gwinei Bissau po dlugiej drodze do miasta Kolda, niedaleko granicy. Niestety tego samego wieczora nic nie jechalo, a przynajmniej kazdy z taksowkarzy i wlascicieli busow twierdzil ze nie mozliwe jest dotarcie do Tamboucundy oddalonej o 300 km i musielismy zostac w tym miescie na noc. Nie posiada ono zadnych "highlightow" turystycznych, wiec czesc osob by sie tam zanudzila ale my znalezlismy cos ciekawego. Slusmy i smieci, osiolki, swinie i kozy, widok byl gorszy od mauratenskich przedmiesci Nouadhibou, ponownie nocleg zaoferowano nam w miejscu ktorego rola byla jasna, co ciekawe, byl to prowizoryczny barak obok tego skladowiska smieci- jedno bylo pewne, to tani nocleg..



Niokolo Koba


Park polozony na wschodzie Senegalu, atrakcja ktora ma wiele urkytych pulapek, szczegolnie cenowych, to miejsce gdzie na wszystkim co jest tylko mozliwe chce sie zarobic i to grube pieniadze, jesli zaplacic wszystko czego zada wojsko na wjezdzie, wyszloby kilka razy drozej niz zwiedzaniu podobnej atrakcji w Europie. Ustalilismy rozwiazanie, ze nocujemy w campingu przed wejsciem, odprawilismy samochod ktory nas do niego zawiozl i czekalismy na nasze safari przed brama, aby nie placic dziwnej ceny dwa razy. Ranoi wyruszylismy na calodniowa przejazdzke po parku - malpy, antylopy, hipopotamy oraz gu¼ce - to najczestsze zwierzeta widziane w parku.



Still waiting ...


Powrót z Niokolo Koba w backpackerskim stylu to rzecz widziana w wiosce przy wjezdzie do parku bardzo rzadko, prawie zawsze kazdy wynajmuje jeepa albo bush taxi do Tamboucundy, lub jest w grupie zorganizowanej. Jednak my ponownie postanowilismy zrobic cos innego- gdy stwierdzilismy ze jescze dzis sprobujemy sie wydostac do najblizszego miasta. Jak to? my nie damy rady :D ? wojsko zyczylo nam powodzenia, mowiac ze wszystki taxowki jada pelne w tym kierunku a pojedyncze samochody to rzadkosc. Mieli racje.... znow przyszlo nam czekac po zapadnieciu zmroku, rozpalilismy ognisko i czekalismy na okazje...

 



Pod gwiazdami Senegalu


Wiara czyni cuda! Nikt z wioski nie wierzyl ze tego samego dnia zlapiemy transport do Tamboucundy, przejezdzaly same cysterny i autobus co ciekawe, do samego Dakaru, ktory jednak nie chcial sie zatrzymac... nie zrezygnowalismy i nagle przed polnoca, zatrzymal sie bialy jeep, nie chcemy wnikac jaki byl zawod naszych zbawicieli - auto bylo z salonu, z pokrowcami na siedzeniach, jakby kompletnie nie z tej czesci swiata. Mili panowie stwierdzili ze jada do Tamboucundy, zabrali nas za prawie darmo, docisnal gaz i po drodze wyprzedzilismy samochody ktore nie chcialy sie zatrzymac, lacznie z autobusem do Dakaru. Auto zajechalo do Tamboucundy na dosc ciekawe spotkanie, co najlepsze w naszym motelu ! Staly tam same nowe terenowki i nie bylo miejsc do spania, wybralismy nocleg na dachu, rozlozylismy moskitiery..

 



Pożegnanie z Afryką


Po ponad 5 tygodniach przemierzania tej czesci kontynentu dotarlismy do miasta naszego wylotu - Dakaru.
Wyprawa spelnila nasze marzenie o przekroczeniu stef klimatycznych i kulturowych. Podrozujac tylko loklanymi srodkami transportu poznalismy kraje z punktu widzenia mieszkancow jak i ich samych. Udalo sie nam osianac cel - nawiazalismy wiele znajomosci, mieszkalismy przez ponad pol wyjazdu u ludzi, jedlismy z nimi posilki, poznawalismy okolice. Staralismy sie ujac w obiektywie to co widzielismy, nie bylo stad lwow pozujacych do aparatu, ale nie o to w tym wyjezdzie chodzilo. Zobaczylismy wiele miejsc ktorych nikt w zasadzie nie odwiedza, bedac jedynymi turystami poznalismy prawdziwa zyczliwosc ludzi z Afryki. Dziekujemy !






Images may not be reproduced in any form without the express written permission of the copyright holder.
Design by Piotr Kowalczyk. Copyright by Piotr Kowalczyk & Tomasz Oles